Czy powstaną sądy własności intelektualnej?

Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje obecnie nad projektem, który zakłada stworzenie wyspecjalizowanych sądów z zakresu własności przemysłowej. Obecnie polski system sądowniczy nie przewiduje tego typu sądów. Jedyną instytucją rzeczywiście specjalizującą się w sprawach z zakresu własności intelektualnej jest XXII Wydział Sądu Okręgowego w Warszawie – Sąd Unijnych Znaków Towarowych i Wzorów Wspólnotowych. Zakres spraw, jakie rozpatruje ten sąd, wskazany jest w jego nazwie. Oznacza to, że nie można się tam zgłosić np. ze sprawą o naruszenie patentu.

 

Potrzeba powołania specjalistycznych sądów z zakresu własności intelektualnej wynika ze specyfiki tej dziedziny. Zarzucone wielością innych spraw sądy okręgowe często nie mają możliwości dokładnie zapoznać się z wiedzą z zakresu patentów czy wzorów użytkowych, która wymaga nie tylko znajomości zasad prawa, ale też różnych dziedzin przemysłu. Co więcej, często wśród samego orzecznictwa i doktryny o tematyce znaków towarowych zdarza się rozdźwięk w interpretacji przepisów.

Być może sytuacja zmieni się już w najbliższej przyszłości. Do wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów trafił ostatnio projekt nowelizacji Kodeksu postępowania cywilnego. W projekcie przewidziano utworzenie w ramach sądownictwa powszechnego odrębnych jednostek organizacyjnych, które miałyby się zajmować nie tylko sprawami z zakresu własności przemysłowej, a więc patentami, znakami towarowymi i innymi prawami, które określa ustawa Prawo własności przemysłowej, ale też sprawami o ochronę praw autorskich. Projekt miałby dotyczyć sądów okręgowych i apelacyjnych.

Nie byłyby to jedyne zmiany w kwestii postępowania z zakresu własności intelektualnej. Projekt nowelizacji zakłada również korektę instytucji procesowych, taką jak regulacja rozpoznawania wniosków o zabezpieczenie środków dowodowych, wyjawienie i dostarczenie środka dowodowego czy wezwanie do udzielenia informacji.

Resort sprawiedliwości wyjaśnia, że pomysł powstał w oparciu o zwiększającą się rokrocznie liczbę spraw z zakresu własności przemysłowej oraz praw autorskich.

Okurrr!

Cardi B jest znana nie tylko z chwytliwych przebojów, ale też z charakterystycznego hasełka „Okurrr”, polegającego na specyficznej wymowie słowa „okay”. Stało się ono na tyle popularne, że piosenkarka chce je zmonopolizować w ramach ochrony, jaką daje rejestracja znaku towarowego. W tym celu Cardi B złożyła w USA wniosek o rejestrację znaku w tamtejszym urzędzie patentowym, United States Patent and Trademark Office.

 

W nieco ponad półtora roku z mało znanej gwiazdki o łatwym do zapamiętania pseudonimie Cardi B stała się jednym z największych nazwisk w branży muzyki pop. Jej piosenka „Bodak Yellow” pojawiła się w pierwszej dziesiątce list przebojów latem 2017 r., a w ciągu niecałych dwóch kolejnych lat wokalistka zadebiutowała na pierwszym miejscu list, a nawet wygrała nagrodę Grammy.

Piosenkarka chce zastrzec sobie prawo do używania wypromowanego przez nią zwrotu „Okurrr” na wielu towarach, w tym na plakatach, koszulkach, bluzach, kurtkach, obuwiu, kapeluszach i wielu innych przedmiotach. Chociaż Cardi B nie może twierdzić, że stworzyła nowe słowo – w końcu to tylko inna wymowa zwrotu „ok” – to jednak może skutecznie argumentować, że jest odpowiedzialna za popularyzację tego wyrażenia. Użyła go w wielu głośnych występach, ​​a nawet było ono podstawą reklamy Pepsi, która została w tym roku wyemitowana podczas Super Bowl.

Powstaje tylko pytanie, czy hasełko ma wystarczającą zdolność odróżniającą, aby zostać zarejestrowane jako znak towarowy. Niezależnie od popularności celebryty, który chciałby mieć swój własny znak towarowy, nie należy zapominać o tym, że głównym celem takiego oznaczenia jest odróżnianie produktów jednego przedsiębiorcy od towarów jego konkurentów.

Naruszenie znaku towarowego w filmie z Billem Murrayem

Spiker wyścigów konnych pozwał firmę producencką Weinstein Co., twierdząc, że naruszyła ona w jednym ze swoich filmów prawa do jego znaku towarowego. Chodzi o film z 2014 r. z Billem Murrayem, pod tytułem „St. Vincent” (w Polsce wyświetlany jako „Mów mi Vincent”).

Spiker Dave Johnson zaczął wykorzystywać podczas gonitw konnych w Illinois w latach 60. XX w. frazę „And down the stretch they come!” (ang. I biegną wzdłuż odcinka!). Powiedzonko stało się popularne, gdy Johnson przeniósł się w latach 70. do Santa Anita Park i zaczął go używać w audycjach radiowych „Triple Crown” w Radiu ABC.

Z biegiem lat inni spikerzy zapożyczyli chwytliwą frazę. Stała się też ona jedną z ulubionych odzywek prowadzącego popularny talk show „Late Night with David Letterman”, Davida Lettermana. W 2012 r. Johnson zarejestrował swoje charakterystyczne powiedzonko jako znak towarowy. W trzy lata później w wywiadzie dla „New York Timesa” powiedział, że zainspirował go do takiego kroku spiker bokserski Michael Buffer, który zarabia sporo pieniędzy dzięki swojemu zastrzeżonemu jako znak towarowy zwrotowi „Let’s get ready to rumble.”

W pozwie federalnym złożonym w sądzie w Nowym Jorku Johnson kwestionuje użycie swojego znaku towarowego przez postać graną przez Billa Murraya w filmie „St. Vincent”. Murray gra w nim emerytowanego alkoholika, będącego wiecznie w złym humorze, który regularnie gra na wyścigach konnych.

W pozwie wskazano, że umieszczenie słów chronionych prawem ochronnym w ustach takiego rodzaju bohatera narusza, szkodzi i niszczy reputację twórcy i właściciela tego oznaczenia, Dave’a Johnsona, postaci powszechnie szanowanej w branży rozrywki i transmisji sportowych.

Drugą ze spółek pozwanych przez spikera wyścigów konnych jest Chernin Entertainment, we współpracy z którą film był produkowany. To być może ta spółka poniesie ewentualną odpowiedzialność, jeśli naruszenie zostanie uznane, jako że Weinstein Co. ogłosiła w ubiegłym roku upadłość po skandalu związanym z nadużyciami seksualnymi Harveya Weinsteina.

Czy znak towarowy zdradza plany Netflixa?

Zgłoszenia znaków towarowych nie tylko pozwalają na otrzymanie monopolu na dane oznaczenie, ale też mogą niechcący zdradzić plany biznesowe zgłaszającego. Dzięki zgłoszeniu znaku „Diablo” dokonanemu przez Blizzard Entertainment dla „filmów do pobrania i filmów zawierających narracje oparte na grze wideo i udostępnianych za pośrednictwem usługi wideo na żądanie” mogą wzrosnąć nadzieje fanów gry na wyprodukowanie serialu na platformę video on demand taką jak Netflix.

Plotki o możliwej produkcji serialu opartego na grze „Diablo” zaczęły krążyć we wrześniu 2018 r., kiedy scenarzysta Andrew Cosby opublikował na Twitterze, że prowadził rozmowy w sprawie stanowiska showrunnera i autora animowanego serialu Diablo, który byłby tworzony we współpracy z Activision
i Netflixem. Tweet Cosby’ego został później usunięty, nie opublikowano też żadnego oficjalnego potwierdzenia produkcji animowanego serialu „Diablo”. Jednakże, w marcu tego roku Cosby napisał kolejny tweet, w którym opowiada o tajnym projekcie, nad którym pracuje i o którym wkrótce będzie mógł ujawnić więcej.

Netflix odniósł ogromny sukces ze względu na produkcję serialu animowanego „Castlevania”, również opartego na grze (tym razem wideo, z końca lat 80. XX w.) i wydaje się, że teraz platforma chce powiększyć swoje portfolio animowanych adaptacji gier. Obecnie trwają prace nad serialami animowanymi „Devil May Cry” i „Dragon’s Dogma”.

W „Castlevanii” Netflix udowodnił, że potrafi przenieść na ekran świat gry, nawet najbardziej mroczny, można więc mieć nadzieję, że również serial „Diablo” spodoba się widzom. Jeżeli znak towarowy zostanie zarejestrowany, to Netflix nie będzie musiał spieszyć się z produkcją animacji – w końcu ochrona takiego oznaczenia trwa co najmniej 10 lat. Z drugiej strony, jeśli produkcja zostanie potwierdzona, Netflix z pewnością oznajmi to fanom gry.

Szerszy katalog znaków towarowych

Definicja znaku towarowego w polskim prawie przez wiele lat nie ulegała zmianie. W marcu 2019 r. przyszedł jednak czas na nowy wyznacznik tego, co można będzie uznać za znak towarowy. Konieczność dostosowania polskich przepisów do regulacji unijnych znosi przede wszystkim wymóg graficznej przedstawialności znaku towarowego.

 

Nowelizacja ustawy Prawo własności przemysłowej jest już w końcowej fazie – 12 marca br. podpis złożył na niej prezydent. Konieczność zmiany obowiązujących dotychczas przepisów wynikła z obowiązku wdrożenia przez Polskę dyrektywy unijnej 2015/2436. Skorzystają na tym przedsiębiorcy, ponieważ nowa definicja znaku towarowego umożliwi rozszerzenie katalogu oznaczeń, które można objąć rejestracją w Urzędzie Patentowym.

Do tej pory jako znak towarowy mogło być zarejestrowane wyłącznie oznaczenie, które można przedstawić graficznie. Powodowało to trudności w objęciu ochroną znaków niestandardowych, a więc np. oznaczeń zapachowych czy dźwiękowych. W przypadku tych ostatnich możliwy był ewentualnie zapis nutowy, jednak powstawał problem, jak ma zweryfikować postać znaku osoba niepotrafiąca czytać nut.

Polski Urząd Patentowy nie udzielał również do tej pory praw ochronnych na znaki zapachowe. Jako znak unijny chroniono przykładowo zapach świeżo skoszonej trawy dla piłeczek tenisowych. Po zmianie przepisów znakiem towarowym teoretycznie mógłby być również smak. Dotychczasowe próby rejestracji smaku jako znaku towarowego (np. smaku truskawkowego dla leków) spełzały na niczym. Teraz sytuacja może się zmienić, a urzędy rejestrujące znaki towarowe na terytorium Unii Europejskiej będą musiały pogodzić się z tymi zmianami.

Ciekawa pozostaje tez kwestia, jak Urząd Patentowy i urzędy w innych państwach UE poradzą sobie z koniecznością dostosowania baz znaków towarowych do możliwości rejestracji zapachów czy hologramów.