Beyoncé walczy przed sądem

W 2016 r. znana na całym świecie gwiazda pop, Beyoncé, pozwała w USA przedsiębiorców Andre Maurice’a i Leany’ego Lopeza, twierdząc, że świadomie wykorzystują oni sławę tej prawdopodobnie jednej z najsłynniejszych artystek przemysłu muzycznego.

 

Gwiazda zarzuciła Maurice’owi i Lopezowi naruszenie praw do jej znaku towarowego „Beyoncé” poprzez używanie na rynku oznaczenia „Feyoncé”. Takie słowo, stanowiące grę słów wykorzystującą imię znanej piosenkarki oraz angielskie słowo fiancé oznaczające narzeczoną, znajdowało się na kubkach oraz innych gadżetach sprzedawanych przez pozwanych.  Czasem na przedmiotach znajdował się również zwrot „he put a ring on it”, stanowiący nawiązanie do wersu z przeboju Beyoncé „Single Ladies”.

Obecnie, w miesiąc po tym, jak sąd w USA oddalił wniosek Beyoncé o nakaz sądowy w sprawie o naruszenie praw do znaku towarowego przeciwko prowadzonej przez pozwanych firmie sprzedającej towary „Feyoncé”, strony poinformowały sąd, że prowadzą działania w kierunku negocjacji ugodowych.

Gwiazda pop domagała się w pozwie zakazu sprzedaży t-shirtów, bluz, kubków i innych towarów opatrzonych nazwą „Feyoncé”, a także zwrotu zysków firmy pozwanych, odszkodowania i zwrotu honorariów adwokackich.

Pozwani w odpowiedzi wskazali, że Beyoncé nie dostarczyła żadnych dowodów na to, że wykorzystują oni w nieuczciwy sposób jej znak towarowy lub że poniosła w związku z ich działaniami jakąkolwiek szkodę.

Proces sądowy, który toczy się już od ponad dwóch lat, prawdopodobnie przyczynił się do lepszej sprzedaży produktów Feyoncé niż mała firma z Teksasu mogłaby się spodziewać.

Wciąż jednak efekt końcowy sporu nie jest pewny.  Być może negocjacje ugodowe nie dojdą do skutku i sąd będzie musiał wydać wyrok, czy gra słów jest naruszeniem znaku towarowego, czy też po prostu sprytną sztuczką biznesową.

Znak Księcia

Prince, zmarły w 2016 r. amerykański muzyk, tworzący w nurtach R&B, funk, soul, dance rock i pop, nadal króluje w radiu i na listach przebojów. Teraz firma, która dba o spuściznę Księcia pop, chce zastrzec odcień fioletu jako znak towarowy.

Jednym z wielu pseudonimów Prince’a był The Purple One. Podobno fiolet był jego ulubionym kolorem, a po sukcesie tytułowej piosenki z filmu „Purple Rain” z 1984 r. jeszcze bardziej zaczął kojarzyć się fanom z Princem. Paisley Park Enterprises, która posiada obecnie prawa do utworów zmarłego gwiazdora, złożyła w amerykańskim Urzędzie Patentów i Znaków Towarowych wniosek o rejestrację odcienia fioletu jako znaku towarowego dla konkretnych towarów. Znak ma składać się z koloru nazwanego przez Pantone na cześć Prince’a jako „Love Symbol #2”.

Prince używał fioletu jako części swojej tożsamości od 1984 r., kiedy to wypuszczono na ekrany film „Purple Rain”. „Kolor fioletowy jest synonimem tego, kim był i zawsze będzie Prince”, powiedział wówczas Troy Carter, doradca ds. rozrywki w bajecznej posiadłości Prince’a. Ścieżka dźwiękowa do filmu „Purple Rain”, w którym grał piosenkarz, osiągnęła dominującą pozycję na listach przebojów na całym świecie i sprzedała się w dziesiątkach milionów kopii. Płyta z muzyką z filmu zawierała też inne hity, takie jak „When Doves Cry” czy „Let’s Go Crazy”.

Zmarłemu ponad dwa lata temu muzykowi takie zgłoszenie znaku towarowego z pewnością by się spodobało. Przez całą swoją karierę Prince był dobrze znany z ostrej ochrony – i tym samym, monetyzacji – należącej do niego własności intelektualnej. Ten gorliwy krytyk internetu pozwał nawet w 2007 r. YouTube i eBay za hosting muzyki chronionej prawem autorskim.

W 2013 r. Electronic Frontier Foundation, grupa, która wspiera wolność Internetu, żartobliwie przyznała Prince’owi nagrodę Raspberry Beret Lifetime Aggrievement Award, za to, co jej zdaniem było nadużyciem zasad umożliwiających posiadaczom praw autorskich wydawanie nakazów usunięcia z sieci wskazanych utworów.

Procter&Gamble przegrywa w Wielkiej Brytanii

Amerykańskiemu koncernowi Procter&Gamble, właścicielowi marki Olay oferującej popularne kosmetyki do pielęgnacji skóry, dostępne również w polskich drogeriach, nie udało się skutecznie sprzeciwić rejestracji w Wielkiej Brytanii znaku towarowego dla kremów ​​do cery trądzikowej.

 

We wrześniu 2017 r. spółka Nelovy Healthcare złożyła wniosek w brytyjskim urzędzie patentowym o rejestrację słowno-graficznego znaku towarowego „Solav” dla kosmetyków nawilżających. P&G sprzeciwił się jednak wnioskowi, opierając swój sprzeciw na jednym wcześniejszym znaku brytyjskim i dwóch wcześniejszych znakach unijnych „Olay”. Towary, dla których chronione były znaki, to mydła i kosmetyki. Według P&G rejestracja znaku „Solav” szkodziłaby renomie znaku „Olay”. Przedsiębiorstwo twierdziło, że zgłoszony znak towarowy wykorzystałby nieuczciwie znajomość rynkową znaków „Olay”. Nelovy  miałoby w nieuczciwy sposób wykorzystywać renomę marki „Olay”, aby generować sprzedaż własnych produktów.

Zgłoszony znak składał się ze słowa „Solav” napisanego różową czcionką, ozdobionego kobiecą twarzą przedstawioną w górnej połowie litery „S”. Zdaniem Procter&Gamble słowo „Solav” byłoby trudno czytelne dla przeciętnego konsumenta, ponieważ litera S została wystylizowana na rozwiane włosy biegnące od rysunku twarzy zawartego w znaku. Oznaczenie miałoby więc być czytane jako „olav”.

Pomimo argumentacji P&G brytyjski urząd stwierdził, ze znaki są wizualnie podobne w bardzo niskim stopniu i że są one inne pod względem fonetycznym. Przeciętny konsument nie będzie więc uważał, że ​​produkty „Solav” są uzupełnieniem produktów marki Olay.

Pomimo przegranej sprawy Procter&Gamble ma na pocieszenie fakt stwierdzenia renomy znaku „Olay” na rynku brytyjskim. Taki argument może przydać się w przypadku kolejnych sporów.

Plany na przyszłość Elona Muska

Rejestrowanie znaków towarowych nie tylko pomaga przedsiębiorcom chronić ich interesy i ułatwia ściganie ewentualnych naruszeń, ale też może wskazywać na zamierzone ruchy biznesowe danego przedsiębiorstwa. Zgłoszenie nowego znaku towarowego Elona Muska pokazuje, że biznesmen-wizjoner przynajmniej chwilowo zmienia branżę.

Na skutek wystosowania pozwu przez amerykańską Komisję Papierów Wartościowych i Giełd z zarzutem wprowadzania inwestorów Tesli w błąd, pod koniec września 2018 r. Elon Musk zdecydował się zawrzeć ugodę, w której zobowiązał się do zapłaty 20 milionów dolarów grzywny i ustąpienia z funkcji przewodniczącego zarządu Tesli. Nie może też przez trzy lata od podpisania ugody ubiegać się o ponowny wybór na tę funkcję. W ramach ugody Musk może jednak pozostać dyrektorem wykonawczym.

Powodem całego zamieszania, które miało dla Elona Muska bardzo nieprzyjemne skutki, był wpis na Twitterze Muska z 7 sierpnia tego roku, w którym Musk stwierdził, że zapewnił sobie finansowanie, dzięki któremu Tesla trafi w prywatne ręce i wycofa się z giełdy, zaś akcje Tesli będą wykupowane po 420 dolarów za akcję. Rezultatem wpisu był gwałtowny wzrost cen akcji Tesli. Wprowadzenie w błąd polegało na tym, że w rzeczywistości żadne prywatne finansowanie nie zostało zapewnione.

Zmuszony do rezygnacji z zarządzania Teslą Elon Musk najwyraźniej szuka sobie innego zajęcia. W październiku 2018 r. złożył wniosek do Urzędu Patentów i Znaków Towarowych USA o rejestrację znaku towarowego „Teslaquila”, który miałby być chroniony dla alkoholi. Nazwa tequili od Tesli po raz pierwszy wypłynęła również na Twitterze, w ramach żartu primaaprilisowego o bankructwie Tesli. Musk opublikował wówczas swoje zapłakane zdjęcie w otoczeniu butelek z etykietą „Teslaquila”. Żart również odbił się na wartości akcji Tesli, która wówczas czasowo spadła.

Teraz jednak można domyślać się, że Teslaquila będzie dostępna naprawdę. Być może Elon Musk przerzuci się na alkoholowy biznes, ale w międzyczasie na pewno będzie wymyślał kolejne projekty Hyperloopa czy samolotów na prąd.

Świnka Peppa ma pecha w Chinach

„Świnka Peppa” to kreskówka popularna wśród dzieci z wielu krajów. Ze względu na rozpoznawalność tytułu, znajdują się chętni na związany z nim nieuczciwy zarobek. Szczególnie dużo naruszeń jest w niechlubnej kolebce podróbek i naruszeń znaków towarowych, Chinach.

 

Prawa do „Peppa Pig” („Świnka Peppa”), popularnego brytyjskiego serialu animowanego, są obecnie własnością brytyjskich spółek Astley Baker Davies Limited i Entertainment One UK Limited. Spółki udzieliły niedawno wywiadu chińskiemu dziennikowi „The Paper”, informując, że w tym roku liczba naruszeń, których ofiarą padł znak towarowy „Peppa Pig”, jeszcze się w Chinach zwiększyła. Znak towarowy „Peppa Pig” był już w Chinach, w których pod względem rejestracji znaków towarowych panuje zasada „kto pierwszy, ten lepszy”, wielokrotnie rejestrowany przez podmioty niemające do niego prawa. Skutkiem takich działań jest fakt, że firma, która jest rzeczywistym właścicielem marki, traci na tym dziesiątki tysięcy dolarów.

Jeszcze przed 2015 r., kiedy „Świnka Peppa” została wprowadzona na chiński rynek, w Chinach pojawiały się już zgłoszenia o naruszaniu praw do związanych z bajką znaków towarowych, ale ostatnio problem ten wzmógł się wraz ze wzrostem popularności „Świnki Peppy” w Państwie Środka.

Zgodnie z informacjami udzielonymi przez Astley Baker Davies Limited i Entertainment One UK Limited, ponad 100 firm w Chinach wnioskowało o rejestrację różnych wariacji znaku „Peppa Pig”.

Niektóre osoby i firmy w Chinach rejestrują znaki towarowe, które wyglądają bardzo podobnie do autentycznej Świnki Peppy lub innych postaci z kreskówki, w celu dezorientacji konsumentów i osiągnięcia szybkiego – choć nieuczciwego – zysku.

Chociaż te nielegalne posunięcia zmusiły brytyjskiego właściciela znaku do przeprojektowania niektórych swoich logo, to jednak zwrócił on uwagę na pewne ulepszenia w chińskim systemie prawnym. System prawny w Chinach powoli rozwija się w kierunku lepszym dla zachodnich marek. Jeszcze dziesięć lat temu firmom spoza Chin trudno było pozywać lokalnych przedsiębiorców.