Rodowód plagiatu?

W stronę najnowszej produkcji platformy Netflix, „Wiedźmin: Rodowód krwi”, opartej na uniwersum z powieści polskiego pisarza, Andrzeja Sapkowskiego, padają oskarżenia o plagiat. Co ciekawe, nie są to zarzuty dotyczące fabuły czy scenariusza, jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, ale odnoszą się one do części scenografii.

 

Widzowie są rozdarci w kwestii jednej z ostatnich produkcji Netflixa, „Wiedźmin: Rodowód krwi”. Po początkowej ekscytacji świetnym pierwszym sezonem serialu „Wiedźmin” opowiadającego o przygodach Geralta z Rivii, zabójcy potworów, kolejnym odcinkom zarzucano odejście od pierwotnej fabuły książek Sapkowskiego, co miało serialowi – według fanów – nie wyjść na dobre. Wielbicieli serialu zasmuciła również niedawno wypuszczona informacja o odejściu z serii Henry’ego Cavilla, odtwórcy głównej roli, a prywatnie fana książek twórcy postaci Wiedźmina.

Niedawno na ekrany telewizorów, również w Polsce, Netflix wypuścił prequel historii świata Geralta zatytułowany „Wiedźmin: Rodowód krwi”. Fani mają co do niego mieszane uczucia, zarzucając mu m. in. wtórność fabuły i brak pomysłu na opowiedzenie całej historii. Jak się okazuje, zarzuty fabularne to nie jedyne kierowane w stronę twórców serialu. Shawn Coss, artysta i rysownik, zarzucił na Twitterze twórcom serialu, że bez jego wiedzy i zgody wykorzystali w nim jego rysunki potworów. Miały się one pojawić pod koniec serii, przypięte na kawałkach pergaminu na drewnianych deskach.

Rysunki przedstawiające czaszki i głowy fantastycznych stworów rzeczywiście wykazują wysoki stopień podobieństwa, jednak z zarzutami o plagiat trudno się do końca zgodzić – rysunki przedstawiają elementy takie, jak czaszka z rogami, które były już na wiele sposobów wykorzystywane w popkulturze. Nawet jeśli rysunki Cossa oraz te z serialu są podobne, to prawdopodobnie wszystkie je można traktować jako utwory inspirowane pewnymi elementami kulturowymi. Naruszenie praw autorskich może być w tym przypadku trudne do udowodnienia.