Ferrari w wyścigu o znak towarowy

Ferrari sprowokowało ostatnio we Włoszech kolejną walkę Dawida z Goliatem, której wynik trudno jeszcze przewidzieć. Producent luksusowych samochodów złożył pozew przeciwko włoskiej organizacji non-profit „Purosangue”. Organizacja ta nosi bowiem tę samą nazwę, którą Ferrari ma plan nadać swojemu pierwszemu SUV-owi, kiedy ten pojawi się na rynku. Znana marka motoryzacyjna usiłuje wobec tego zapewnić sobie monopol na nową nazwę za pomocą postępowania sądowego.

 

Według informacji opublikowanych przez magazyn „Financial Times” Purosangue potwierdziło, że właściciel słynnej marki sportowych samochodów złożył pozew na początku tego roku po tym, jak strony sporu nie osiągnęły porozumienia w sprawie znaku towarowego. Organizacja non-profit utrzymuje w mocy ochronę znaku towarowego „Purosangue” od momentu jego rejestracji w 2013 r. Co więcej, fundacja zablokowała podobno zgłoszenie nowego znaku towarowego Ferrari dopiero po nieudanych negocjacjach, co oznacza, że ​​w pewnym momencie obie strony mogły być otwarte na wypracowanie jakiegoś porozumienia.

Ferrari wskazało w pozwie, że znak towarowy włoskiej fundacji nie był często używany w ciągu ostatnich pięciu lat, mając nadzieję, że przepis dotyczący nieużywanych znaków towarowych pomoże producentowi samochodów w zwycięstwie w postępowaniu sądowym. Fundacja Purosangue twierdzi natomiast, że to nieprawda, podkreślając, że nazwa fundacji jest w ciągłym użyciu, ostatnio we współpracy z marką Adidas, która produkuje sportową odzież i obuwie.

Purosangue jest organizacją charytatywną, której celem jest poprawa warunków życia ludzi poprzez bieganie i lekkoatletykę oraz zachęcanie „młodych talentów” do dążenia do sportowego trybu życia, ale też motywuje ona do „ufania własnym mocnym stronom, wytrwałości i woli osiągnięcia ważnych celów bez stosowania leków poprawiających wyniki”. Jednym słowem, fundacja Purosangue zniechęca do używania dopingu w sporcie.

Według informacji podawanych przez włoską prasę, sąd w Bolonii ma wydać wyrok w sprawie 5 marca tego roku.

Wydatki na znak towarowy

Naczelny Sąd Administracyjny potwierdził w wyroku z lutego 2020 r., że nakład pracy własnej na wytworzenie znaku towarowego nie wiąże się z rozchodem środków pieniężnych i nie jest wydatkiem. W związku z powyższym, nie może on być wliczany do podstawy opodatkowania VAT w przypadku darowizny tego oznaczenia na rzecz małżonka podatnika na cele niezwiązane z prowadzeniem działalności gospodarczej.

 

Podatniczka, która stworzyła oznaczenie i zarejestrowała je jako znak towarowy, przekazała następnie prawa do tego znaku towarowego swojemu mężowi, dla celów niezwiązanych z działalnością gospodarczą. Wystąpiła ona również do organu podatkowego o wydanie interpretacji indywidualnej dotyczącej podatku od towarów i usług w zakresie określenia podstawy opodatkowania tejże darowizny. Podatniczka wskazała, że takie nieodpłatne świadczenie usług w rozumieniu art. 8 ust. 2 pkt 2 ustawy o VAT będzie objęte podstawą w wysokości opłat urzędowych ze względu na rejestrację znaku towarowego. Sam nakład pracy oraz czas podatniczki włożony w wytworzenie znaku towarowego nie miał być natomiast, zdaniem podatniczki, kosztem wytworzenia znaku towarowego.

Organ skarbowy nie zgodził się z taką interpretacją przepisów i wskazał, że praca własna podatniczki na rzecz wytworzenia darowanego znaku powinna być jednak wliczona do podstawy opodatkowania. Spawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który zgodził się z podatniczką – twórczynią znaku towarowego. Szef Krajowej Administracji Skarbowej wniósł skargę kasacyjną od wyroku sądu administracyjnego.

W wydanym w drugiej połowie lutego 2020 r wyroku naczelny Sąd Administracyjny podzielił jednak zdanie podatniczki, potwierdzone wyrokiem gliwickiego sądu. NSA wskazał, że należy przyjrzeć się definicji określenia wydatek i zastanowić nad tym, czy nakład pracy własnej poniesiony na wytworzenie znaku towarowego jest takim wydatkiem. Z braku definicji ustawowej, sąd sięgnął w tym przypadku do definicji słownikowej wydatku, który definiowany jest jako suma, która została wydana. W związku z tym, w przypadku nakładu pracy własnej przy wytworzeniu znaku towarowego nie można mówić o rozchodzie środków pieniężnych.

Brexit a znaki towarowe

1 lutego 2020 r. Wielka Brytania przestała być członkiem Unii Europejskiej. Do końca okresu przejściowego, a więc do końca tego roku, pozostało jeszcze co prawda trochę czasu, ale przedsiębiorcy już teraz zastanawiają się, co stanie się z ochroną ich unijnych znaków towarowych i wzorów wspólnotowych na terytorium Wielkiej Brytanii.

 

Do tej pory ochrona unijnego znaku towarowego gwarantowała taki sam stopień zabezpieczenia we wszystkich państwach członkowskich Unii Europejskiej. Teraz ma się to jednak zmienić, ponieważ Wielka Brytania wystąpiła z Unii Europejskiej. Ta zmiana zaniepokoiła przedsiębiorców posiadających zarejestrowane unijne znaki towarowe, którzy prowadzą swoją działalność na terytorium Wielkiej Brytanii lub eksportują tam swoje produkty.

Okazuje się, że nie ma się jednak czym martwić. Unijne znaki towarowe zostaną przekształcone w krajowe brytyjskie znaki towarowe. Sam proces może jednak trochę potrwać, ponieważ wszystkie oznaczenia muszą zostać przeniesione do bazy znaków towarowych brytyjskiego urzędu. Zostaną im też nadane nowe numery rejestracji, tworzone na bazie ośmiu ostatnich cyfr numeru unijnego znaku, z dodatkiem UK009.

Podobnie rzecz ma się z unijną wersją wzorów przemysłowych – wzory wspólnotowe dotychczas chronione w Unii Europejskiej będą przez Wielką Brytanię traktowane na równi z wzorami krajowymi. One również zostaną objęte nowa numeracją. Uprawnieni zarówno z praw do znaków towarowych, jak i wzorów wspólnotowych nie poniosą w związku ze zmianami żadnych dodatkowych kosztów.

Udaremniony handel podróbkami

Handel podrobionymi towarami znanych marek to proceder, którego trudno pozbyć się z rynku. Funkcjonariusze Mazowieckiego Urzędu Celno-Skarbowego w Warszawie oraz policjanci z Komendy Powiatowej w Przysusze odnieśli w tym zakresie sukces, dokonując w połowie lutego 2020 r. zabezpieczenia odzieży i galanterii opatrzonych podrobionymi znakami towarowymi o wartości szacowanej na ponad 5 milionów złotych.

 

Podrabianie znaków towarowych znanych marek to nieuczciwy, ale niestety lukratywny proceder. Walczą z nim służby celne oraz policja. Tym razem służbom udało się wspólnymi siłami przeprowadzić skuteczne działania na terenie gminy Tarczyn. Podróbki odzieży i dodatków były przechowywane na prywatnej posesji. Policja i celnicy zatrzymali w związku z tym trzy osoby, mężczyzn w wieku od 18 do 46 lat.

Zatrzymani to właściciel towarów opatrzonych podrobionymi znakami towarowymi oraz jego pracownicy. Mężczyźni potwierdzili, że odzież była przeznaczona do sprzedaży. Na terenie posesji, na której przeprowadzono działania, znaleziono również naszywki, które miały znaleźć się na kolejnych partiach odzieży.

Wprowadzanie do obrotu towarów opatrzonych podrabianymi znakami towarowymi może nie tylko spowodować podniesienie roszczeń cywilnoprawnych uprawnionych z naruszonych w ten sposób znaków towarowych, ale i stanowi przestępstwo, zagrożone nawet karą pozbawienia wolności.

Walka na łamach gazet

Tygodniki regionalne, jak również ich internetowe wydania, cieszą się sporą popularnością. Jako że gama tytułów, które będą związane z danym regionem, a jednocześnie przyciągną uwagę czytelników, jest ograniczona, na tle tytułów prasowych wybuchają spory. W rezultacie jednego z nich Urząd Patentowy unieważnił niedawno znak towarowy „Podlasiak”.

 

O znak „Podlasiak” kłóciło się dwóch wydawców, Grupa Wydawnicza Słowo i Grupa Medialna Podlasie. Tę ostatnią założyli byli redaktorzy Słowa. Chcieli oni kontynuować wydawanie „Podlasiaka”, ponieważ jego dotychczasowy wydawca postanowił zrezygnować z tego wydawnictwa i zawiesił jego działalność. Nie było ono wydawane począwszy od jesieni 2019 r. Kiedy jednak byli dziennikarze Słowa rzeczywiście na nowo zaczęli wydawać „Podlasiaka”, sprzeciwił się temu ich poprzedni pracodawca.

Jak się okazało, tytuł „Podlasiak” został zarejestrowany w Urzędzie Patentowym jako znak towarowy. Grupa Wydawnicza Słowo uznała jego dalsze wykorzystywanie przez Grupę Medialną Podlasie za naruszenie praw do znaku towarowego i domagała się od nowego wydawcy 5 tysięcy złotych za każdy dzień korzystania z tytułu.

Nowy wydawca postanowił w efekcie unieważnić sporny znak towarowy. Redaktor naczelny nowego „Podlasiaka” wskazał we wniosku o unieważnienie, że Grupa Wydawnicza Słowo zarejestrowała swój znak towarowy w złej wierze, sama nie planując z niego korzystać, a jednocześnie posiadając wiedzę, że byli dziennikarze „Podlasiaka” chcą kontynuować wydawanie tej publikacji. Samo Słowo nie mogło wydawać czasopisma o takim tytule, ponieważ nowy wydawca zarejestrował już w sądzie taki tytuł prasowy na swoją rzecz. Rejestracja znaku towarowego miała być więc niczym innym, jak uniemożliwieniem działań konkurencji. Decyzja nie jest jeszcze prawomocna.