Niedzielny znak towarowy

Raper Kanye West dodaje do swojego portfolio kolejną linię modową. Muzyk i projektant w jednym złożył w USA zgłoszenie znaku towarowego „Sunday Service”, nazwy jego cotygodniowych koncertów, podczas których chór śpiewa wersje gospel piosenek Kanye’go. Znak został zgłoszony między innymi dla takich towarów jak odzież, obuwie i nakrycia głowy, a więc będą pod nim zapewne sprzedawane gadżety propagujące to wydarzenie muzyczne.

 

West rozpoczął cykl swoich niedzielnych spotkań religijno-muzycznych na początku tego roku i przetestował nawet tę koncepcję na Festiwalu Muzyki i Sztuki w Coachella Valley w kwietniu 2019 r., w Niedzielę Wielkanocną. W spotkaniu wzięło udział wiele znanych osobistości, w tym cała rodzina Kardashian-Jenner, gwiazda pop Katy Perry, aktor Orlando Bloom czy piosenkarka Courtney Love.

Raper zawsze miał chętkę na odgrywanie ważnej roli w branży mody. W 2015 r. rozpoczął współpracę ze sportową marką Adidas i pokazał swoją pierwszą kolekcję pod nazwą „Yeezy” na Fashion Week w Nowym Jorku, debiutując z różnorodną ofertą 50 modeli butów. Chociaż jeden z modeli obuwia, stworzony dla żony Westa, Kim Kardashian, kosztował ponad tysiąc dolarów, buty sprzedały się na pniu. Kolekcja była dostępna również w Polsce.

Znak towarowy Sunday Service jest kolejnym zgłoszeniem znaku towarowego dokonanym przez brylującą medialnie rodzinę Kardashian-Jenner. Jednym z nich był zgłoszony niedawno znak „Psalm West”, będący imieniem syna Kim i Kanye’go, który to znak trafił do amerykańskiego urzędu patentowego już w dwa tygodnie po urodzeniu potomka muzyka i celebrytki.

Kto płaci za znak towarowy?

Aby utrzymać ochronę znaku towarowego, konieczne jest uiszczanie odpowiednich opłat. Jeżeli znak należy do więcej niż jednego podmiotu, dobrze jest ustalić, który z uprawnionych i w jakim stopniu zobowiąże się do dbania o to, żeby ochrona znaku nie wygasła. W innym przypadku mogą powstać problemy i roszczenia, które będzie trzeba rozwiązywać nawet przed sądem.

Sprawę sporu pomiędzy spółkami dotyczącą opłat za utrzymanie ochrony oraz za korzystanie ze znaku towarowego rozsądzić musiał Sąd Najwyższy. Pozwana spółka była właścicielem wspólnego znaku towarowego i prowadziła sprawy związane z ochroną tego znaku. Spółka podjęła uchwałę, w której obciążono wspólników opłatami z tytułu usług w formie zryczałtowanej stawki w odpowiedniej proporcji. Z takimi działaniami nie zgodziła się spółka akcyjna będąca wspólnikiem spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, której dotyczyła uchwała.

Sprawa trafiła przed sąd, który nie zgodził się jednak z powodową spółką. Sąd uznał, że powód na podstawie tej uchwały przyjął na siebie zobowiązanie do ponoszenia opłat za ochronę wspólnych znaków towarowych oraz za inne usługi świadczone przez pozwaną spółkę na rzecz wspólników.  Uchwała ta nie została w ogóle zaskarżona, pozostawała zatem ważna i wywoływała skutki prawne, a w dodatku leżała w interesie wszystkich wspólników. Od wyroku została jednak wniesiona najpierw apelacja, a później skarga kasacyjna.

Sąd Najwyższy wskazał, że wspólnicy spółki z o.o. zobowiązani są jedynie do świadczeń określonych w umowie spółki.  Jeżeli wspólnikowi mają być przyznane szczególne korzyści lub jeżeli na wspólników mają być nałożone, oprócz wniesienia wkładów na pokrycie udziałów, inne zobowiązania wobec spółki, należy to pod rygorem bezskuteczności wobec spółki dokładnie określić w umowie spółki.

Patent na program

Istnieją wątpliwości, czy proponowany obecnie projekt nowelizacji ustawy Prawo własności przemysłowej przewiduje możliwość rozszerzenia ochrony oprogramowania komputerowego. Na bazie aktualnie obowiązujących przepisów software może być chroniony nie w ramach ochrony patentowej, ale jako utwór w rozumieniu prawa autorskiego.

 

Wielu przedsiębiorców, szczególnie z branży IT, chciałoby chronić swoje rozwiązania dotyczące oprogramowania komputerowego czy aplikacji mobilnych przed ewentualnymi naruszeniami ze strony osób trzecich. Po wizycie u rzecznika patentowego dowiadują się oni jednak, że oprogramowanie nie może być chronione jako patent. Uniemożliwiają to systemy prawne państw europejskich, w tym Polski. W innych państwach, np. w USA, możliwa jest czasem ochrona rozwiązań hybrydowych, a więc oprogramowania i urządzenia, dla którego ma być ono stosowane. Teraz słychać plotki, że podobne rozwiązanie być może wejdzie do polskiego systemu prawnego.

Obecnie w Sejmie toczą się prace nad nowelizacją ustawy Prawo własności przemysłowej. Jedną z proponowanych zmian jest usunięcie konieczności związku wynalazku z materią. Można się więc zastanawiać, czy dąży to do umożliwienia ochrony patentowej właśnie oprogramowania, w tym aplikacji mobilnych. W taki sposób można by bowiem chronić rozwiązania informatyczne. Tymczasem, projekt nadal nie przewiduje jednak ochrony samego programu komputerowego.

Pomysłodawca zmian, Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii, wskazuje, że wynalazki wspierane komputerowo uzyskują patenty choćby w Europejskim Urzędzie Patentowym.  Być może wprowadzenie podobnego rozwiązania w Polsce rozszerzyłoby dostępność ochrony patentowej dla polskich przedsiębiorców.

Escobar vs. Tesla

Brat najbardziej znanego kolumbijskiego barona narkotykowego, nieżyjącego Pablo Escobara, oskarża szefa amerykańskiej spółki Tesla Motors, Elona Muska, o kradzież pomysłu na rozwiązanie w postaci miotacza płomieni. Twierdzenia dotyczą wynalazku, który początkowo miał nosić po prostu nazwę „Flamethrower” (ang. miotacz ognia).

 

Roberto Escobar żąda od Elona Muska 100 milionów dolarów odszkodowania. Według twierdzeń brata narkotykowego bossa, który został zabity w 1993 r. przez kolumbijską policję, Roberto Escobar podpisał z Muskiem umowę dotyczącą produkcji i sprzedaży miotaczy ognia, z której ten ostatni się nie wywiązał.

Musk rzeczywiście wyprodukował i sprzedał 20 tys. gadżetów udających miotacz płomieni. Ich wprowadzeniem na rynek zajmowała się inna firma szefa Tesli, Boring Company, która zajmuje się drążeniem podziemnych tuneli. Urządzenia miały nazywać się po prostu „Flamethrower” i być oferowane w cenie 500 dolarów za sztukę. Okazało się jednak, że sprzedaż urządzeń może być utrudniona. Ze względu na nazwę rozwiązania amerykańskie służby celne nie chciały przepuścić tak nazwanych produktów przez granicę. Musk rozwiązał ten problem, zmieniając ich nazwę na „Not-A-Flamethrower”, a więc w tłumaczeniu „Nie-Miotacz-Ognia”.

To właśnie zmiany nazwy miotacza dotyczą rzekome roszczenia Roberto Escobara. Twierdzi on, że miał z Muskiem podpisaną umowę, ale ze względu na zmianę nazwy rynkowej jej przedmiotu nie może on realizować zawartych w umowie postanowień. Według umowy Tesla miała podobno wyprodukować 20 tys. miotaczy według pomysłu Escobara, z czego temu ostatniemu miało przypaść 20% zysku.

Cała akcja ma być może związek z tym, że Roberto Escobar sam wprowadził niedawno na rynek podobny produkt. Może więc teraz chodzić o jego rozreklamowanie.

Kontrowersyjny film przed sądem

Producenci niemieckiego filmu pt. „Fack Ju Göhte” walczą przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej o rejestrację tytułu ich produkcji jako unijnego znaku towarowego. Po ich stronie stanął właśnie rzecznik generalny Michal Bobek, który wskazał w swojej opinii, że nie ma dowodu na postulowany przez Urząd Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (EUIPO) obraźliwy lub wulgarny charakter tego oznaczenia.

Postępowanie w sprawie rozpoczęło się w 2015 r., kiedy to Constantin Film Produktion GmbH, współproducent filmu, złożył w EUIPO wniosek o rejestrację znaku towarowego „Fack Ju Göhte”. Ta komedia z 2013 r., rozpowszechniania w Polsce pod tytułem „Szkolna imprezka”, opowiadała o złodzieju, który chcąc odzyskać łup schowany pod podłogą szkolnej sali gimnastycznej, zatrudnia się w szkole jako nauczyciel.

EUIPO odmówiło filmowcom rejestracji znaku, jako powód wskazując, że zgłoszone oznaczenie „Fack Ju Göhte” jest  sprzeczne z dobrymi obyczajami, gdyż wymowa słów „Fack ju” jest identyczna z wymową anglojęzycznego wyrażenia „Fuck you”, powszechnie funkcjonującego jako obelga. W związku z tym całe wyrażenie „Fack Ju Göhte” posiada szokujący i wulgarny charakter, poniżając pośmiertnie cenionego pisarza Johanna Wolfganga von Goethe. Zgłaszający odwołał się od niekorzystnej dla siebie decyzji najpierw do Izby Odwoławczej EUIPO, a później – do Sądu Unii Europejskiej. Obie te instytucje poparły jednak stanowisko EUIPO.

Niemieccy filmowcy nie dali jednak za wygraną i sprawa trafiła do Trybunału Sprawiedliwości UE. Teraz w sprawie opinię wydał rzecznik generalny Michal Bobek, który zaproponował, aby Trybunał uchylił wyrok Sądu. Jego wyrażonym w opinii zdaniem, EUIPO powinno było wskazać, dlaczego sporne oznaczenie godzi w dobre obyczaje. Taka ocena musi być ugruntowana w konkretnym kontekście społecznym i nie może pomijać okoliczności faktycznych potwierdzających lub ewentualnie podważających zajęte przez EUIPO stanowisko w przedmiocie tego, co w danej chwili jest, a co nie jest zgodne z dobrymi obyczajami panującymi w danym społeczeństwie. Zdaniem rzecznika, zgłoszone do rejestracji oznaczenie nie było obraźliwe, o czym świadczy choćby fakt, że film o tym tytule został dopuszczony do rozpowszechniania, nawet dla osób z młodszych kategorii wiekowych.