Facebook znowu przed sądem

Właściciel Facebooka, spółka Meta, stanęła przed amerykańskim sądem w sprawie pozwu dotyczącego praw autorskich w związku z reklamami na Facebooku. Meta Platforms Inc. nie udało się skutecznie wnieść o oddalenie pozwu w sądzie federalnym Północnej Kalifornii.

 

Pozew w sprawie został wniesiony przez artystkę, która twierdziła w nim, że Facebook narusza prawa autorskie jej i innych twórców, zezwalając na umieszczanie na platformie wprowadzających w błąd reklam. JL Cook specjalizuje się w sztuce przedstawiającej węże i inne gady. Powiedziała w sądzie, że niezwiązane z nią podmioty kopiowały zdjęcia jej prac i ponownie umieszczały je w reklamach na Facebooku, co doprowadziło do tego, że klienci kupowali podróbki prac Cook lub zupełnie niezwiązane z jej twórczością przedmioty.

Platforma Meta nie wykazała, że była uprawniona do używania prac JL Cook na mocy federalnego prawa autorskiego i może przez to ponosić odpowiedzialność za naruszenie praw autorskich, jak wskazał amerykański sąd w orzeczeniu wydanym na początku stycznia tego roku.

Meta broniła się w toku postępowania, że działania platformy były chronione ustawą Digital Millennium Copyright Act, a ponieważ spółka szybko zareagowała na powiadomienia o naruszeniach, to nie powinna ponosić odpowiedzialności za domniemane naruszenia. W kolejnych pismach JL Cook wskazywała jednak, że znana firma nie odpowiedziała na jej pierwotne powiadomienia o naruszeniach i nie usunęła spornych treści, dopóki nie skontaktowała się bezpośrednio z prawnikiem Facebooka ds. własności intelektualnej. W pozwie wskazano też, że Meta może ponosić odpowiedzialność za bezpośrednie naruszenie praw autorskich poprzez kierowanie reklam do użytkowników Facebooka oraz za pośrednie naruszenie praw autorskich ze względu na nieusunięcie spornych treści.

 

(Po)świąteczny prezent dla Tesli

Samozwańczy fan firmy Tesla Inc. złożył wniosek o rejestrację znaku towarowego TESLA dla produktów związanych z łodziami i samolotami.

 

Zgłoszenie z 28 grudnia ubiegłego roku dokonane w Urzędzie Patentów i Znaków Towarowych Stanów Zjednoczonych (USPTO) wskazywało, że Tesla może planować rozszerzenie swojej działalności o kategorie kolejnych pojazdów. W zgłoszeniu wskazano bowiem silniki elektryczne „nie do pojazdów lądowych”. Dokument wymienia spółkę Tesla Inc. jako przyszłego właściciela znaku towarowego i jest podpisany przez Jerome’a Eady’ego.

Zgłoszenie wywołało na początku roku pewne zamieszanie w mediach, kiedy to serwisy informacyjne podawały, że Tesla złożyła wniosek o rozszerzenie ochrony swojego oznaczenia, co miało być  wyraźnym krokiem w kierunku przejścia firmy do nowych kategorii produktów.

Jak się okazuje, produkująca elektryczne samochody spółka nie ma jednak ze zgłoszeniem nic wspólnego. Prawdziwy zgłaszający, Jerome Eady, powiedział, że zamierzał pomóc firmie, proaktywnie składając wniosek o ochronę oznaczenia. Fan Tesli wpadł na ten pomysł po tym, jak dyrektor generalny spółki, Elon Musk, powiedział, że jego pojazd Cybertruck może być używany jako łódź. Eady potwierdził też, że nie ma żadnych powiązań z Teslą, a zgłoszenie zostało złożone bez wiedzy firmy.

Tesla nie skomentowała do tej pory tego oryginalnego prezentu poświątecznego.

Sfałszowany znak towarowy

Były prezydent USA, Donald Trump, chciał zarejestrować frazę „Rigged Election!” („Sfałszowane wybory!”) jako znak towarowy po tym, jak przegrał wybory w 2020 r., jak wynika z niedawno ujawnionej transkrypcji zeznań, które  jego zięć, Jared Kushner, przedstawił przed komisją specjalną Izby Reprezentantów badającą zamieszki na Kapitolu, które miały miejsce 6 stycznia 2022 r.

 

Zgodnie z transkrypcją, która została opublikowana pod koniec grudnia 2022 r., Kushner otrzymał e-mail od byłego doradcy Białego Domu, Dana Scavino, zaledwie kilka dni po tym, jak sondaże zaczęły prognozować zwycięstwo w wyborach prezydenckich Joe Bidena. E-mail został zatytułowany „Żądania POTUS”, co według Kushnera najprawdopodobniej zawierało bezpośrednią prośbę Trumpa (skrót miałby oznaczać sformułowanie „President of the United States”).

Zgodnie z transkrypcją, treść e-maila od Scavino brzmiała: „Hej, Jared! POTUS chce zastrzec znak towarowy / posiadać prawa do poniższych, nie wiem, z kim się zobaczyć — lub zapytać… Nie wiem, do kogo się zwrócić.” Pogrubioną czcionką zaznaczono dwa wyrażenia, w tym wykrzykniki, które brzmiały „Sfałszowane wybory!” i „Uratuj Amerykę PAC!”.

Kushner, który był starszym doradcą swojego teścia, powiedział panelowi, że nie przypomina sobie takiej prośby ani niczego z nią związanego. Stwierdził też, że nie pamięta zamierzonego celu Trumpa użycia wyrażenia „sfałszowane wybory”, dodając, że jego rola była „operacyjna” i polegała na przekazywaniu próśb prezydenta do właściwych osób.

Po przegranej z Bidenem w listopadzie 2020 r. Trump napisał na Twitterze, że były to „sfałszowane wybory”. Według podmiotów weryfikujących fakty i fake newsy z różnych mediów twierdzenie, że wybory zostały sfałszowane, jest bezpodstawne. Liczne przeliczenia i audyty również uznały wyniki wyborów w USA w 2020 r. za prawidłowe.

Myszka Miki w domenie publicznej

Jedna z najbardziej znanych kreskówkowych postaci Disneya – sama Myszka Miki – ma wejść do domeny publicznej już za rok (choć już za chwilę będzie można powiedzieć, że w przyszłym roku). „Steamboat Willie”, krótkometrażowy film z 1928 r., który przedstawił światu Myszkę Miki, utraci ochronę praw autorskich w Stanach Zjednoczonych i kilku innych krajach pod koniec 2024 r.

 

Ci, którzy spróbują to wykorzystać, mogą jednak skończyć w prawniczej pułapce na myszy. Nie ma bowiem niczego pluszowego w sposobie, w jaki Disney chroni postacie, które ożywia w kreskówkach. Firma jest znana z bardzo daleko idącej ochrony swoich praw autorskich. Zmusiła m. in. przedszkole na Florydzie do usunięcia nieautoryzowanego muralu z Myszką Minnie, a w 1998 r. tak mocno naciskała w USA na rozszerzenie ochrony praw autorskich, że wynik tego lobbingu został szyderczo nazwany ustawą o ochronie Myszki Miki.

Należy bowiem zwrócić uwagę, że wygasać będą tylko prawa autorskie obejmujące oryginalną wersję Myszki Miki z animacji „Steamboat Willie”, ośmiominutowego filmu krótkometrażowego z niewielką fabułą. Ten niemówiący Miki ma szczurzy nos, proste oczy bez źrenic i długi ogon.

Późniejsze wersje postaci, które znamy z bajek z dzieciństwa, pozostają zaś nadal chronione prawami autorskimi. Chodzi tu głównie o bardziej zaokrąglonego Mikiego w czerwonych szortach i białych rękawiczkach, który jest najbardziej znany dzisiejszej publiczności. Disney regularnie modernizował postać, aby nadążyć za duchem czasu.

Wygaśnięcie praw autorskich do „Steamboat Willie” oznacza, że czarno-biały film krótkometrażowy może być pokazywany bez zgody Disneya. Oznacza to również, że każdy może wykorzystać ten film i oryginalną Myszkę Miki do dalszej ekspresji — do tworzenia nowych historii i dzieł sztuki.