Emocjonalny Sherlock Holmes

Młodsza siostra jednej z najbardziej znanych na świecie postaci literackich, Sherlocka Holmesa, może być przyczyną problemów właścicieli platformy streamingowej Netflix oraz pisarki Nancy Springer. Właściciel praw autorskich do opowiadań o słynnym brytyjskim detektywie pozwał Netflixa, Nancy Springer i wydawcę książek pisarki ze względu na rzekome naruszenie praw autorskich.

 

Sherlock Holmes to jedna z najpopularniejszych na świecie postaci literackich, obecna już nie tylko w opowiadaniach i książkach, ale też w filmach, grach, serialach i szeroko pojętej popkulturze. Fani seriali o ekscentrycznym detektywie wiedzą, że Sherlock miał brata, Mycrofta. Mało kto orientuje się jednak, że na braciach rodzeństwo Holmesów się nie kończyło – mieli oni jeszcze siostrę, najmłodsza członkinię rodu, Enolę Holmes.

Przygody Enoli Holmes postanowił zekranizować Netflix, na podstawie książki Nancy Springer. Rolę tytułową zagrała w nim znana z serialu „Stranger Things” Millie Bobby Brown, zaś w jej słynnego brata wcielił się znany z ról Supermana i Geralta z Rivii Henry Cavill. Problem w tym, że – zdaniem uprawnionych z majątkowych praw autorskich do historii o Sherlocku Holmesie – film te prawa narusza. Produkcja jest bowiem oparta na opowiadaniach Artura Conan Doyle’a napisanych już po pierwszej wojnie światowej, które jeszcze nie znajdują się w domenie publicznej, w przeciwieństwie do tych przedwojennych.

Pomiędzy opowiadaniami przed- i powojennymi istnieje znacząca różnica – w tych pierwszych Sherlock Holmes jawi się czytelnikowi jako ekscentryk niemal pozbawiony uczuć, wręcz socjopatyczny, natomiast w tych drugich nabywa emocji i ludzkich cech. Uprawnieni w sporze twierdzą, że film „Enola Holmes” przedstawia właśnie tę emocjonalną wersję Holmesa, przez co narusza prawa do opowiadań objętych jeszcze ochroną prawnoautorską.

Oszukane znaki towarowe

Chińskie firmy w nieuczciwy sposób masowo rejestrują nazwy polskich produktów jako znaki towarowe. W chińskim urzędzie rejestrującym takie oznaczenie obowiązuje bowiem zasada „first to file” – nikt nie weryfikuje, czy podmiot, który złożył zgłoszenie, rzeczywiście ma prawa do danego oznaczenia.

 

Chiny to ogromny rynek zbytu, w tym dla produktów spożywczych. Nie tylko przedsiębiorcy z Państwa Środka, ale i europejscy oferują na nim wiele towarów. Ci ostatni nie zawsze zdają sobie jednak sprawę, że na chińskim rynku należy bardzo pilnować swojej własności intelektualnej, a już szczególnie – znaków towarowych. Jak się okazuje, sporo oznaczeń będącymi zarejestrowanymi znakami towarowymi w Polsce zostało również objętych ochroną w Chinach – jednak nie na rzecz swoich prawowitych właścicieli. Takie oznaczenia, które zostały zarejestrowane przez zupełnie niepowiązane chińskie podmioty, to miedzy innymi „Łaciate”, „Łowickie” czy „Lubella”.

Chińskie podmioty gospodarcze rejestrujące w taki nieuczciwy sposób cudze znaki towarowe pilnie śledzą europejski rynek spożywczy, nie tylko przeglądając rejestry znaków towarowych, ale i bywając na międzynarodowych targach, aby zapoznać się z obiecującymi markami. To stamtąd czerpią wiedzę, jakie oznaczenia mogą stać się wkrótce popularne i które warto mieć w swoim nieuczciwie uzyskanym portfolio.

Tego typu działań dokonują też nierzadko chińskie firmy współpracujące z polskimi producentami przy sprzedaży eksportowanych do Chin produktów albo pośrednicy. Polscy przedsiębiorcy nie zawsze zdają sobie natomiast sprawę, jakim kapitałem może okazać się znak towarowy i że warto zadbać o jego odpowiednią ochronę, również poza Polską.

Baśniowy znak przedłużony

Microsoft budzi plotki, odnawiając rejestrację znaku towarowego „Fable”. Microsoft złożył niedawno wniosek o odnowienie swojego znaku towarowego „Fable”, co jeszcze potęguje pogłoski o kontynuacji serii gier RPG.

 

Wniosek o przedłużenie ochrony został złożony 26 czerwca. Często standardową praktyką firm jest odnawianie znaków towarowych dla tych praw własności intelektualnej, które nie tylko pozostają używane w obrocie, ale i po prostu są ich dawniej zarejestrowaną własnością, na wypadek, gdyby miały się jeszcze kiedyś przydać. W obecnym kontekście jest to jednak interesujący ruch ze strony giganta komputerowego, szczególnie, że prawnicy Microsoftu zaznaczyli we wniosku opcję zamiaru używania znaku, mimo że na bieżąco oznaczenie to nie jest używane. Sugeruje to, że Microsoft ma plany na przyszłość dotyczące franczyzy gier „Fable”.

Plotki o powrocie gry „Fable” na rynek pojawiają się od lat. W 2018 r. dyrektor kreatywny Playground Games, Ralph Fulton, powiedział w rozmowie z portalem Daily Star Online, że Xbox One X będzie „główną platformą” do następnej gry studia, zaledwie kilka dni po opublikowaniu raportu Eurogamer. Sugerowało to wówczas, że nowa gra „Fable” jest w fazie tworzenia.

Stworzenie gry komputerowej zajmuje sporo czasu, co widać choćby po rodzimym rynku gier, na którym premiera wyczekiwanej przez wielu gry „Cyberpunk 2077” była już wielokrotnie przesuwana.

Zabukowany znak towarowy

Amerykański Sąd Najwyższy stanął po stronie Booking.com w interesującej sprawie dotyczącej znaku towarowego. Sąd Najwyższy zgodził się z właścicielem platformy internetowej do rezerwacji miejsc noclegowych, że możliwa jest rejestracja ogólnego terminu związanego z nazwą domeny spółki jako znaku towarowego.

 

Ta sprawa to wielkie zwycięstwo, które może przynieść efekt domina dla wielu firm w działających w Internecie. W orzeczeniu sądu z końca czerwca tego roku stwierdzono, że dodanie rozszerzenia „.com” do słowa o ogólnym znaczeniu może sprawić, że cała kombinacja będzie kwalifikować się do ochrony w formie znaku towarowego.

Booking.com złożyło wniosek o rejestrację swojej nazwy w Urzędzie Patentowym i Znaków Towarowych USA, ale urząd początkowo odmówił rejestracji, argumentując, że nazwy rodzajowe nie kwalifikują się do ochrony oznaczenia jako znaku towarowego. Sprawa Booking.com była pierwszym przypadkiem postępowania Sądu Najwyższego USA przeprowadzonym częściowo zdalnie, ze względu na zmianę procedury z powodu pandemii koronawirusa.

W sprawie zaistniał jednak głos odrębny. Sędzia Stephen Breyer wskazał z niezadowoleniem, że takie rozstrzygnięcie jest niezgodne z zasadami dotyczącymi znaków towarowych i rozsądną polityką ich rejestracji. Uznanie, że taki rodzaj znaku towarowego kwalifikuje się do ochrony, rodzi zdaniem sędziego obawę, że wyrok ten doprowadzi do rozpowszechnienia znaków generycznych, pozbawionych charakteru odróżniającego z dodatkiem rozszerzenia „.com ”, dając ich właścicielom monopol na sferę przydatnych, łatwych do zapamiętania domen.

W toku postępowania eksperci z Urzędu Patentowego i Znaków Towarowych twierdzili, że użycie ogólnych oznaczeń w nazwach firm nie może być chronione w ramach znaku towarowego.