Retweet nie narusza praw autorskich

Retweetowanie, czyli przesłanie dalej posta ze zdjęciem na Twitterze, nie stanowi naruszenia praw autorskich. Tak orzekł niedawno niemiecki sąd w sporze pomiędzy dwoma dziennikarzami.

 

Autor obrazu, zdjęcia, filmu czy innego dzieła chronionego prawem autorskim musi wyrazić zgodę na jego komercyjne wykorzystanie przez osobę trzecią. Jest to prosta zasada prawna, ale wiele osób nadal ją lekceważy, ponieważ w dobie szybkiego przepływu danych przez Internet funkcja kopiuj-wklej jest zbyt kusząca. Za podobną opcję można na pierwszy rzut oka uznać dzielenie się cudzymi treściami na portalach społecznościowych. Jak się jednak okazuje – nie do końca. Udostępnianie lub retweetowanie na Twitterze jest z prawnego punktu widzenia dozwolone. Pomimo istnienia dość już szerokiego i w dużej mierze jasnego orzecznictwa, niemiecki dziennikarz pozwał swojego kolegę po fachu za retweetowanie jego posta zawierającego zdjęcie, ponieważ uznał to za naruszenie praw autorskich. Takiego działania nie uznał jednak za naruszenie Sąd Rejonowy w Kolonii, w wyroku z 22 kwietnia 2021 r.

Sąd wskazał, że retweet na Twitterze nie stanowi naruszenia praw autorskich i oparł się na orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Retweet to przypadek tak zwanego „osadzania”, w którym treści należące do osób trzecich nie są powielane, a istniejące treści są „tylko” integrowane z własnym profilem innej osoby w mediach społecznościowych. Zdjęcie było wcześniej dostępne dla nieograniczonej grupy osób na Twitterze. Nie byłoby jednak dozwolone ​​zapisanie zdjęcia na własnym komputerze i zamieszczenie je ponownie, jako własnego. Nie zachodzi w takiej sytuacji osadzanie w kontekście udostępniania treści.

Ponadto, zgodnie z orzecznictwem TSUE, naruszeniem praw autorskich byłoby dotarcie do nowej dużej i nieograniczonej liczby osób poprzez retweetowanie posta, a tym samym skierowanie go niejako do nowej publiczności. Byłoby tak w przypadku, gdyby ustawienia prywatności zostały w przypadku pierwotnego posta wybrane w taki sposób, że nie byłby on publicznie dostępny dla wszystkich lub zdjęcie zostałoby po raz pierwszy opublikowane w zamkniętej grupie, po czym ktoś udostępniłby zdjęcie z posta szerzej, publicznie.

Nieuczciwe cukierki

Producent gumy do żucia Wrigley’s pozwał firmę oferującą słodycze z konopiami indyjskimi za naruszenie znaku towarowego „Skittles”. Chodzi o firmę Terphogz, producenta cukierków Zkittlez na bazie THC. THC to związek psychoaktywny zawarty w konopiach indyjskich.

 

Wrigley twierdzi w pozwie, że Terphogz pomógł sobie w reklamowaniu swoich własnych produktów, upodabniając ich nazwę nazwy cukierków Skittles, a także korzystając z zarejestrowanego na rzecz Wrigley znaku towarowego „Taste the Rainbow” (ang. spróbuj tęczy) jako sloganu reklamowego, jak również skopiował nawet logo „S” umieszczone na opakowaniu cukierków Skittles.

Na stronie internetowej Zkittlez można kupić produkty związane z konopiami indyjskimi, akcesoria, odzież oraz inne towary pod markami Zkittlez, Taztetheztrainbro, Zkittlez Hemp, Zkittlez Hemp i Cloud Design.

Wrigley zarzuca, że znaki „Zkittlez” firmy Terphogz są łudząco podobne pod względem wyglądu, dźwięku, znaczenia i wrażenia handlowego do znaków „Skittles” należących do Wrigley. Terphogz używa tego samego charakterystycznego czerwonego koloru, co na opakowaniach cukierków Skittles i tych samych kolorów samych cukierków w związku z reklamą i sprzedażą.

Powodowa spółka wskazuje, że zainwestowała prawie 50 lat i setki milionów dolarów w rozpowszechnienie wśród konsumentów znaku „Skittles”. Kampania reklamowa „Taste the Rainbow” trwa do dziś, a Wrigley używa #tastetherainbow, #onerainbow i innych hashtagów, tagów i symboli tworzących tęczę, aby reklamować cukierki Skittles na Twitterze, Facebooku, Instagramie i YouTube. Co ciekawe, Wrigley zarzuca też, że „pozbawione skrupułów firmy”, takie jak Terphogz, które rozpowszechniają narkotyki i związane z nimi akcesoria, wykorzystując znaki towarowe należące do firm cukierniczych, stwarzają zagrożenie dla dzieci.

Diabelskie sprawki

Postać Diablo wywołała walki o znak towarowy między Blizzardem a Foxem. Okazuje się, że chociaż na słowo „Diablo” pierwsze, co przychodzi do głowy, to „Lord of Terror” i gry RPG, to Fox Media planuje to jednak zmienić.

 

Diablo to również imię postaci z nowego serialu animowanego, którego premiera ma się odbyć w tym miesiącu. Jest to również przyczynek sporu w amerykańskim Urzędzie Patentów i Znaków Towarowych (USPTO) między Blizzard Entertainment a Fox Media. Postać Diablo, o której mowa, pochodzi z  „HouseBroken”, animowanego serialu komediowego o psie terapeutycznym imieniem Honey i innych zwierzakach z sąsiedztwa. Jednym z nich jest nerwowy i opętany wieloma obsesjami pies o imieniu Diablo, któremu głos użyczyła gwiazda „Arrested Development”, Tony Hale.

Fox starał się zarejestrować nazwę „Diablo” w USPTO jako znak towarowy, przypuszczalnie w celu sprzedaży towarów związanych z kreskówką, w tym karmy dla zwierząt domowych, misek dla zwierząt i słoików na smakołyki.

Pełnomocnicy spółki Blizzard, która wyprodukowała słynną grę komputerową, próbują jednak zablokować wniosek Foxa, argumentując w swoim zgłoszeniu, że użycie przez Fox terminu „Diablo” może wprowadzić w błąd konsumentów, a zatem rejestracja znaku powinna być zabroniona na mocy federalnej ustawy o znakach towarowych.

W sprzeciwie wspomniano również, że Blizzard planuje wypuścić kolejną pozycję serii, „Diablo Immortal”, jeszcze w tym roku. Pełnomocnicy Fox Media nie przesłali jeszcze odpowiedzi na sprzeciw.

Serial „HouseBroken” będzie miał premierę 31 maja w telewizji Fox. Kolejna odsłona gry „Diablo II: Resurrected” ukaże się jeszcze w tym roku., natomiast data premiery „Diablo IV” nie jest jeszcze znana.