Wojująca Patagonia

Sprzedająca outdoorową odzież firma Patagonia pozwała internetowego sprzedawcę odzieży w związku z domniemanym naruszeniem znaku towarowego.

 

Spółka T-Shirt AT Fashion LLC stoi w obliczu pozwu Patagonii w związku z roszczeniami dotyczącymi znaku towarowego. Patagonia wszczęła postępowanie sądowe przeciwko T-Shirt AT Fashion LLC, twierdząc, że internetowy sprzedawca T-shirtów z grafikami i innej odzieży sprzedaje ubrania z nadrukami – z których przynajmniej jedna to koszulka z wulgarnym sformułowaniem – które rażąco naruszają znaki towarowe będące w posiadaniu marki odzieżowej oferującej głównie ubrania outdoorowe.

Z pozwu wynika, że firma rzekomo sprzedaje online odzież z grafiką za pośrednictwem wielu sklepów e-commerce, pod różnymi nazwami. Nice Frog Tees, Meomeo Shirt i Tee Hand US to tylko niektóre z nich.

Jeden z T-shirtów rzekomo naruszających znak towarowy zawiera logo Patagonia z wyraźnym zwrotem napisanym zasadniczo tym samym białym krojem pisma, który jest używany na prawdziwej tabliczce znamionowej Patagonii. Fraza jest wydrukowana tuż pod czarną sylwetką Monte Fitz Roy, z niebieskimi, fioletowymi i pomarańczowymi odcieniami przedstawiającymi niebo nad szczytami – wszystko to jest dokładną repliką prawdziwego logo Patagonii, poza dodanym na koszulce obraźliwym sformułowaniem.

Inna koszulka zawiera frazę „Catagonia” i zastępuje górskie szczyty sylwetkami kotów.

Patagonia uważa, że pozwany wprowadził na rynek i sprzedał znaczne ilości takich produktów oraz czerpał i nadal czerpie zyski z takiej sprzedaży. Pozwany był zaangażowany zarówno w produkcję, jak i sprzedaż takich produktów i ponosi odpowiedzialność za szkody wyrządzone Patagonii. Z pozwu wynika, iż nie ma wątpliwości, że zachowanie T-shirt AT Fashion było umyślne, ponieważ spółka przyjęła podrobione imitacje znaków towarowych Patagonia jako część własnego brandingu.

 

 

Pechowe Pico

Spółka Pico nie może zarejestrować w Chile swojego znaku towarowego, który został przez tamtejszy urząd odpowiedzialny za tego typu rejestracje uznany za wulgarny i obraźliwy.

 

Chiński producent gogli VR, Pico Technology, ma problem z zaznaczeniem swojej obecności w Ameryce Południowej. Technologiczna spółka nie może zarejestrować własnego znaku towarowego w postaci swojej nazwy. Narodowy Instytut Własności Intelektualnej w Chile odrzucił zgłoszenie znaku towarowego firmy, gdyż, zdaniem urzędu, nazwa firmy ma nieodpowiednie, wulgarne znaczenie.

W hiszpańskojęzycznym Chile oznaczenie „pico” ma niestety nieciekawe znaczenie, tożsame z mało kurtuazyjną nazwą męskich genitaliów, jak poinformował urząd w wydanej niedawno odmownej decyzji. Urząd odmówił zgłaszającej znak spółce rejestracji, odrzucając wszystkie jej argumenty przemawiające za udzieleniem znakowi ochrony.

Pełnomocnik Pico Technology próbował tłumaczyć, że firma pochodzi z zagranicy i mogła nie zdawać sobie sprawy ze znaczenia swojej nazwy na terenach hispanojęzycznych. Ponadto, słowo „Pico” nie zostało użyte w zgłoszeniu w jego „zwykłym znaczeniu”, a zgłoszenie dotyczyło całości znaku towarowego, w tym logo.

Chińska firma zajmująca się wirtualną rzeczywistością próbuje od jakiegoś czasu rzucić wyzwanie swojemu konkurentowi Meta w zakresie akcesoriów VR. Jak dotąd jednak zestawy VR firmy Pico są dostępne tylko w Azji i kilku krajach europejskich. Odmowa zgłoszenia znaku towarowego w Chile może dołożyć kolejną cegiełkę do porażki planów ekspansji Pico poza Azję. Niedawna premiera zestawu Pico 4 w USA została odwołana w ostatniej chwili, czego powodem, według doniesień amerykańskich mediów, było przesłuchanie macierzystej firmy Pico, ByteDance, twórcy TikToka. Tej ostatniej grozi w USA zakaz używania. Władze podejrzewają bowiem firmę o udostępnianie danych użytkowników chińskiemu rządowi i wykorzystywanie platformy do celów propagandowych.

Znak towarowy w politycznej matni

Grecja chce powstrzymać Turcję przed używaniem znaku towarowego „TurkAegean”. Słynące ze starożytnych zabytków państwo zatrudniło kancelarię prawną, aby uniemożliwić swojemu tureckiemu sąsiadowi uzyskanie znaku towarowego na kampanię turystyczną „TurkAegean”, która została stworzona w celu zwabienia turystów z rynku Unii Europejskiej i USA na południowo-zachodnie wybrzeża kraju.

 

Ateny postrzegają tę kampanię jako próbę wpłynięcia na poglądy mieszkańców USA i UE dotyczące roszczeń Turcji na Morzu Egejskim w sposób, który mógłby wprowadzać w błąd. Grecja uznała za zachęcające, że Urząd ds. Patentów i Znaków Towarowych Stanów Zjednoczonych zażądał w lutym tego roku dodatkowych informacji, jednocześnie wstrzymując proces rejestracji znaku towarowego. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę toczący się spór, wydanie ostatecznej decyzji w tym zakresie jest mało prawdopodobne przed 2025 r. Kampania reklamowa może się więc do tego czasu nieco przeterminować.

Co ciekawe, Turcja posiada już jeden taki sam zarejestrowany znak towarowy. Jest to unijny znak zarejestrowany w Urzędzie Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej w lipcu ubiegłego roku. Obecnie toczy się jednak względem tego oznaczenia postępowanie unieważnieniowe.

Mając na uwadze długotrwałe spory między Ankarą a Atenami, niektórzy greccy analitycy i politycy uznali kampanię reklamową tureckiego Ministerstwa Turystyki za działanie polityczne. Jednocześnie Turcja twierdzi, że ma na celu uczynienie Morza Egejskiego – na którym kraj ma linię brzegową o długości ponad 2800 kilometrów – bardziej atrakcyjnym dla turystów przybywających do kraju, tak samo jak dla tych odwiedzających Grecję. Kampania promocyjna TurkAegean koncentruje się na regionach o bogatej historii i słynnych plażach, z których prawie 250 ma certyfikat Błękitnej Flagi.

Morze Egejskie od dawna znajduje się w centrum sporów o suwerenność terytorialną tych dwóch krajów. Siły zbrojne obu państwa od lat oskarżają się też o wzajemne naruszanie granic powietrznych, lądowych i wodnych.

 

Universal Music walczy ze sztuczną inteligencją

Spółka Universal Music Group podjęła działania przeciwko sztucznej inteligencji, uznając utwory powstały w ten nieoczywisty sposób za naruszenie praw autorskich.

 

Muzyka generowana przez sztuczną inteligencję staje się coraz bardziej popularna wraz z postępem technologicznym. Z wykorzystaniem algorytmów uczenia maszynowego i sieci neuronowych SI potrafi analizować duże zbiory danych istniejącej muzyki i tworzyć nowe kompozycje w oparciu o wzorce i struktury znalezione w tych przebadanych danych.

Ponieważ sztuczna inteligencja jest w stanie analizować i tworzyć muzykę na podstawie istniejących danych, możliwe jest, że muzyka generowana przez sztuczną inteligencję może być postrzegana jako dzieło pochodne i naruszać prawa autorskie oryginalnych kompozytorów. Rodzi to pytania o to, kto jest właścicielem praw do muzyki tworzonej przez sztuczną inteligencję i czy sztuczną inteligencję można uznać za „twórcę” samego w sobie. Ponadto istnieje obawa, że ​​muzyka ta może doprowadzić do utraty miejsc pracy przez kompozytorów i muzyków, a także do potencjalnej utraty artystycznej ekspresji i kreatywności.

Przemysł muzyczny i system prawny do tej pory nie ustanowiły jasnych wytycznych dotyczących użytkowania i własności muzyki generowanej przez sztuczną inteligencję. Wydaje się, że Universal Music dąży w tym właśnie kierunku, ponieważ spółka wezwała platformy streamingowe, takie jak Spotify i Apple, do uniemożliwienia SI korzystania z jej utworów chronionych prawem autorskim. Universal Music nie podoba się, że boty SI używają piosenek, do których prawa posiada, do trenowania tworzenia muzyki, która brzmi później jak ta stworzona przez popularnych muzyków.

Wielu artystów, w tym muzyków, powoli zaczyna wykorzystywać technologię sztucznej inteligencji jako narzędzie kreatywności i inspiracji. Ponieważ jednak jednym z głównych dylematów związanych z muzyką generowaną przez sztuczną inteligencję jest kwestia praw autorskich do niej, w przyszłości będzie się z pewnością toczyło coraz więcej sporów na tym tle.

Monopol na wielkanocnego zajączka

W sierpniu 2022 r. dyskontowy supermarket Lidl otrzymał nakaz zniszczenia zapasów czekoladowych króliczków. Lidl został pozwany przez szwajcarską cukiernię Lindt & Sprüngli za sprzedaż czekoladowego króliczka zawiniętego w złotą folię, który zdaniem Lindta był zbyt podobny do jego własnego produktu i mógł wprowadzać konsumentów w błąd co do pochodzenia słodyczy. Szwajcarski federalny sąd najwyższy  orzekł, że zajączek Lindta jest ważnym znakiem towarowym w postaci kształtu 3D, w wyniku czego innym firmom można zabronić powielania tego kształtu przy sprzedaży własnych wyrobów czekoladowych w Szwajcarii.

Sprawa opierała się na charakterystycznym kształcie króliczków Lindta. W chwili wszczęcia sprawy szwajcarski producent czekolady przez prawie 70 lat sprzedawał króliczka z mlecznej czekolady zawiniętego w złotą folię z czerwoną wstążką i dzwoneczkiem na szyi oraz zarejestrował dwa trójwymiarowe znaki towarowe dla swojego produktu w Szwajcarii. Jedna z rejestracji obejmowała czarno-białą wersję króliczka i jego opakowania, druga obejmowała złotą, brązową i czerwoną kolorystykę produktu/opakowania.

Ta sprawa nie była pierwszą, w której zajączek Lindta stanął przed sądem. Heilemann, konkurent Lindta w Niemczech, zaczął sprzedawać złote króliczki w 2018 r., co skłoniło szwajcarskiego producenta czekolady do pozwania go o naruszenie znaku towarowego. Strategia Lindt była w tym przypadku nieco inna, ponieważ firma skupiła się na ochronie koloru opakowania z króliczkiem, a nie jego kształtu. Twierdziła, że ​​specyficzny złoty odcień opakowania foliowego jest na tyle charakterystyczny, że podlega ochronie jako znak towarowy w odniesieniu do czekoladowych zajączków. Tym razem Lindt również wygrał.

Jednak króliczek Lindta nie zawsze był górą. W orzeczeniu  z 2012 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej  stwierdził, że połączenie kształtu i kolorów zajączka Lindt (w tym plisowanej czerwonej wstążki i dołączonego dzwonka) nie różni się wystarczająco od sposobu pakowania innych wyrobów czekoladowych, zwłaszcza królików, aby zagwarantować ochronę znaku towarowego w UE. Złoty zajączek nie utrzymał się więc jako trójwymiarowy unijny znak towarowy.