Kontrowersyjna okładka

Zazwyczaj spory dotyczące albumów muzycznych toczą się ze względu na naruszenie praw autorskich do ich zawartości. Tym razem spór dotyczy zewnętrznej części płyty. Okładka kultowego albumu zespołu Nirvana z 1991 r. przedstawiająca nagie dziecko pływające w basenie znalazła się właśnie w centrum debaty na temat granicy między sztuką a pornografią dziecięcą.

 

Feralna okładka przedstawia niemowlaka, który pływając w basenie wyciąga rączkę po dolarowy banknot znajdujący się obok niego. I chociaż większość osób zapewne nie postrzegałaby tego zdjęcia w kontekście seksualnym, to jednak inaczej twierdzi osoba na nim przedstawiona, obecnie 30-letni mężczyzna.

Jego pełnomocnik złożył kilka dni temu pozew przeciwko m. in. zespołowi Nirvana, Universal Music Group, Warner Records, potentatowi muzycznemu Davidowi Geffenowi i członkom zespołu (nawet uwzględniając zmarłego Kurtowi Cobainowi poprzez osoby zarządzające jego majątkiem, w tym wdowę po nim, Courtney Love).

W pozwie wskazano, że jest to materiał dotyczący wykorzystywania dzieci. Powód, Spencer Elden, wskazuje, że zdjęcie przedstawia go „jak prostytutkę – chwytającego za banknot jednodolarowy zwisający z haczyka wędkarskiego przed jego nagim ciałem, z wyraźnie wyeksponowanymi organami płciowymi”. Twierdzi również, że jego prawni opiekunowie nie podpisali zgody na wykorzystanie takiego zdjęcia.

Takie twierdzenia mogą być jednak trudne do obrony, skoro w publikacji prasowej z 2015 r. w „The Guardian” Elden powiedział, że jego rodzice zgodzili się na sesję. W wywiadzie czytamy: „Nie sądzę, aby moi rodzice naprawdę zbytnio zastanawiali się nad moim udziałem w tej sesji. Wiedzieli, kim była Nirvana, ale tak naprawdę nie interesowali się sceną grunge. Miałem cztery miesiące, a mój tata uczęszczał wtedy do szkoły artystycznej, jego przyjaciele często prosili o pomoc przy swoich projektach.” Za udział w projekcie zdjęciowym na okładkę albumu Nirvany rodzice Eldena otrzymali 200 dolarów.

Uczciwe znaki towarowe

Gmail planuje używanie wirtualnych plakietek z logo zweryfikowanych znaków towarowych w celu zwalczania oszustów wysyłających fałszywe e-maile.

 

W obliczu stale rosnącego zagrożenia cyberatakami zakamuflowanymi w wiadomościach e-mail wysyłanymi w ramach phishingu i innych coraz bardziej wyrafinowanych oszustw w zakresie bezpieczeństwa, Google uruchomił narzędzie, które umożliwia firmom walkę w tym zakresie poprzez oznaczanie ich e-maili uwierzytelnionym logo marki. Firma AuthIndicators, twórca standardów uwierzytelniania, ogłosiła, że ​​Gmail planuje korzystanie z jej usług, co pomoże zapewnić około 1,8 miliarda użytkowników Gmaila weryfikację pochodzenia otrzymywanych wiadomości e-mail, zmniejszając tym samym ryzyko otwarcia zamaskowanej zawirusowanej wiadomości e-mail lub – wręcz przeciwnie – odmowy otwarcia autentycznego maila.

Stworzony przez branżę IT standard Brand Indicators for Message Identification (BIMI) to specyfikacja poczty e-mail, która opiera się na standardzie Domain-based Message Authentication, Reporting and Conformance (DMARC), który działa przeciwko zamaskowanym złośliwym wiadomościom e-mail. Uwierzytelnianie DMARC zapewnia, że pod domenę danej ​​firmy nie podszyły się żadne inne osoby, a BIMI wykorzystuje ochronę DMARC, wyświetlając logo marki w skrzynce odbiorczej odbiorcy maila. Krótko mówiąc, DMARC weryfikuje wiadomości e-mail, a BIMI weryfikuje logo w nagłówkach wiadomości e-mail. Zapewnia to zarówno właścicielom marek, jak i konsumentom, większą pewność, że ​​autentyczne wiadomości e-mail nie zostaną powiązane z phishingiem lub innymi oszustwami związanymi z bezpieczeństwem.

Aby włączyć nową funkcję weryfikacji znaku towarowego, firmy muszą zweryfikować i udowodnić własność takiego znaku, zanim Google zastosuje zweryfikowane logo jako uwierzytelnioną plakietkę w miejscu na awatar. Jeśli dana firma już korzysta ze standardu DMARC, może być w stanie uzyskać certyfikat Verified Mark Certificate (VMC) w celu ułatwienia całego procesu. VMC są już w niektórych jurysdykcjach połączone z zarejestrowanymi znakami towarowymi.

Nowa funkcja będzie automatycznie dodana do prawie 2 miliardów kont Gmail.