Czyżby nowe ACTA?

20 czerwca 2018 r. odbyło się w Parlamencie Europejskim głosowanie nad projektem Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym COM/2016/0593 final – 2016/0280 (COD). Niektóre zapisy dyrektywy budzą kontrowersje, podobne do tych powodowanych kilka lat temu przez ACTA, kiedy to dochodziło nawet do publicznych protestów na ulicach.

ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) to międzynarodowe porozumienie dotyczące walki z naruszeniami własności intelektualnej. Negocjacje nad nim rozpoczęły w 2007 r. Stany Zjednoczone, państwa Wspólnoty Europejskiej, Japonia oraz Szwajcaria, a wkrótce dołączyły do nich inne kraje, między innymi Australia, Kanada i Korea Południowa. W Polsce opinia publiczna wygłaszała niechęć wobec ACTA w 2012 r.

Teraz sytuacja się powtarza. Kontrowersje budzą szczególnie art. 11 i 13 Dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. O tym pierwszym mówi się jako o „podatku od linków”. Jego treść ma umożliwiać wydawcom publikacji prasowych kontrolę zwielokrotniania i podawania do publicznej wiadomości cyfrowych publikacji prasowych. Istnieje obawa, że tak sformułowany przepis pozwoli na pobieranie opłat licencyjnych za umieszczanie linków do artykułów prasowych, również na platformach społecznościowych. Krytycy dyrektywy boją się, że uniemożliwi to na przykład dowolne zamieszczanie linków na LinkedIn czy Facebooku.

Takim ponurym prognozom przeczy jednak treść preambuły dyrektywy, która wyłącza z konieczności uiszczania opłat licencyjnych podlinkowywanie treści.

Przepisem, którego należy obawiać się bardziej, jest art. 13 dyrektywy, który – nadużywany lub używany zbyt gorliwie – może prowadzić do cenzury Internetu. Nakłada on na portale internetowe, takie jak na przykład Twitter, Pinterest czy wymieniony wcześniej Facebook, obowiązek filtrowania zamieszczanych na nim przez ich użytkowników treści. To również nie podoba się krytykom dyrektywy, którzy wskazują, że i tak skala takich działań jest już znaczna, na przykład właśnie na Facebooku, który posiada całe zewnętrzne centra służące przeglądaniu i usuwaniu treści uznanych za niepożądane.